Życie Grójca wydanie Nr 05/2018 - page 11

ŻYCIE GRÓJCA
|
MAJ 2018
EKOLOGIA
11
T
emat na czasie, zwłasz-
cza, że kilka dni temu
obchodziliśmy Dzień
Ziemi (22.04), a to pięk-
ny czas na pochylenie się nad
własnym koszem na śmieci.
1 l słoik odpadów rocznie
Zero waste to filozofia (mocno
upraszczając i oszczędzając sło-
wa) opierająca się na minimaliza-
cji wytwarzania odpadów. A co za
tym idzie – świadomej konsump-
cji. Mimo, że z pewnością świado-
ma konsumpcja to nie jest coś, na
czym zależy możnym tego świa-
ta, to jednak idei udało się przebić
i zabłysnąć. Najpierw jako coś dla
totalnych dziwaków, ale w koń-
cu Zero Waste trafiło pod strzechy
(wędrówka do świadomości ma-
sowej zajęła sporo czasu, bo ter-
min „zero waste” po raz pierwszy
pojawił się w latach '70 XX w).
Najwybitniejsi propagatorzy tej fi-
lozofii, a nawet całe rodziny, do-
szły do tak niezwykłego poziomu
w nieśmieceniu, że wytwarzają 1
(JEDEN), litrowy słoik odpadów
nieprzetwarzalnych rocznie (tak,
tak - rocznie).
Teraz właśnie nadszedł ten mo-
ment, żeby zajrzeć do swojego
pojemnika na odpady zmieszane.
I co? Pełno? Co my tam mamy?
Brudny pojemnik po jogurcie,
obierki z marchewki, pampers
(czy też 10 pampersów), słoik po
dżemie..? Ile takich worów wyla-
tuje tygodniowo z Waszych do-
mów do kontenera? Iloma wora-
mi śmieci niesegregowanych mie-
sięcznie zasilacie lokalne wysypi-
sko? A teraz w wyobraźni ułóżcie
te wory na stosiku. Amoże stosie?
Boli? Chociaż trochę? Jeśli w
ogóle, to przewróćcie stronę gaze-
ty, na tym zdaniu czytanie artyku-
łu śmiało możecie zakończyć, ale
jeśli choć odrobinę poczuliście, że
coś jest nie tak, to być może ten
tekst jest dla Was.
Reklamówki
Statystyczny Polak zużywa rocz-
nie 466 plastikowych reklamó-
wek. Jesteśmy w czołówce, bo
średnia w Unii Europejskiej to
198 sztuk. Mierna to wygrana...
Ale co w zasadzie złego w uży-
waniu plastikowych opakowań?
Powstają z ropy naftowej, ta w
skomplikowanych procesach jest
przetwarzana,
transportowana
i dalej przetwarzana, po drodze
wytwarzając szereg toksycznych
i trudnych do utylizacji substan-
cji, do tego zanieczyszczenie wód
i powietrza przez fabryki i trans-
port. A to dopiero początek. Gdy
trafi na wysypisko, wyleguje się
tam prawie 400 lat...
Gdyby taki Zygmunt III Waza ja-
dąc swoją bryczką z Krakowa do
Warszawy podczas przenoszenia
stolicy Polski, nieuważnie wy-
rzucił woreczek foliowy do lasu,
dziś by się właśnie rozłożył... 400
lat, tyle trwa degradacja folii.
Reklamówki to zło wcielone. Bez
dwóch zdań. Ale reklamówki to
wierzchołek góry lodowej.
Opakowania
Zajrzyjmy do sklepu spożyw-
czego: pomidory na styropiano-
wej tacce owinięte folią, pieczar-
ki w plastikowym pudełku, po-
melo owinięte w siatkę z tworzy-
wa sztucznego, jabłka w plastiko-
wych wytłoczkach... czasem na-
wet banany można spotkać zapa-
kowane na plastikowych tackach.
I pomyśleć, że kiedyś wystarczy-
ły drewniane skrzynki...
A zabawki? Najmniejszy dro-
biazg szczelnie opakowany w
gruby i ogromny plastik, karton
i jeszcze jedną warstwę karto-
nu i folię. Dlaczego? Bo bardziej
ekskluzywnie wygląda? Apetycz-
niej? Drożej?
Brrrrr.... pudełka, folie, plastiki na
wszystko, jeden, dwa, dziesięć,
osiemdziesiąt. Aż ciarki mnie
przechodzą jak myślę o wszech-
ogarniającej, bezmyślnej kon-
sumpcji. Mojej trochę też...
Kosmetyki to kolejny temat rze-
ka. Wielki sztuczny popyt, osob-
ny krem do lewej dłoni, inny do
prawej, płyn do zmywania maki-
jażu z nosa, inny do oka, inny do
pępka. Paranoja. Do tego łyżka
kremu do twarzy w pięknym po-
jemniku, który mógłby pomieścić
5 razy tyle. Pojemnik w karto-
nie, a karton w folii. Brrrrr... My-
dło, szampon, pasta do zębów...
Po co? Po jaką cholerę tyle opa-
kowań?
Zero waste w PRL
Wróćmy zatem do zero waste,
do korzeni. Do opowieści z PRL,
kiedy po mleko chodziło się do
mleczarni przy starym koście-
le, naprzeciwko „trójki”, z wła-
sną butelką? Pamiętacie? Ja pa-
miętam doskonale, bo chadzałam
tam z babcią, która miała brzydki
zwyczaj wykręcania mi rąk pod-
czas spaceru (takie wspomnienia
są niezwykle żywe nawet po pra-
wie trzydziestu latach). A siaty na
Więcej niż zero waste
ZeroWaste, niemłoda idea, która nagle, niedawno i niepohamowanie szturmemwdarła się do mediówmasowych.
Z niewidocznej, zdawałoby się nieistotnej niszy, wtarabaniła się na salony brukowców i magazynów z półki wyższej.
Zaistniała na blogach, fejsbukach i między wierszami codzienności mieszkańców już nie tylko Ameryki, ale i naszej
Polski poczciwej.
zakupy? Słoik na kapustę kiszo-
ną? Ser biały zawinięty w gazę
lub pieluchę tetrową? Ciuchy po
bracie, koledze, sąsiadach... i naj-
piękniejsze korale z rolek papie-
ru toaletowego dumnie wynoszo-
ne ze sklepu.
To się nazywa zero waste! Życie
bez wytwarzania odpadów. Chy-
ba, że ktoś z NRD akurat przy-
wiózł Barbie... to czasem trafiło
się pudełko. Albo bajecznie sze-
leszcząca reklamówka z Pewexu.
Miałam taką reklamówkę. Jed-
ną. Była piękna. Reklamówki się
prało i suszyło na sznurkach z ko-
szulkami. Z pewnością nie były
„jednorazówkami”... Do tego pie-
luchy wielorazowe - wciąż żywa
we wspomnieniach tetra. Oranża-
da w butelkach zwrotnych i Ptyś
(Ptyś był super). Lody tylko w
waflu, gdzieś przy ulicy Ogrodo-
wej w Grójcu. Pamiętacie?
Zero waste było częścią nasze-
go codziennego funkcjonowania,
normalnością, niczym nadzwy-
czajnym. 25 lat temu, tylko 25 lat
temu.
I po tych 25 latach nie mieści nam
się w głowie jak można funkcjo-
nować rezygnując ze śmiecenia...
Można, można. Ale zacznijmy od
małych kroków, w końcu nie od
razu Rzym zbudowano
Dobre zmiany
Na zachodzie coraz popularniej-
sze są sklepy zero waste, w któ-
rych wszystko kupuje się bez opa-
kowań, nawet szampon do wło-
sów nalewa się do własnej butelki
i krem do twarzy i sok malinowy.
My na pierwszy polski sklep zero
waste nadal czekamy, ale prze-
cież mamy kolorowe targi. Za-
kupy na bazarku. Z własnym ko-
szem, słoikiem na kapustę i jago-
dy, płóciennymi woreczkami na
warzywa, nasiona czy chleb. A je-
śli już supermarket, to marchew-
ki, marakuje i melony luzem rzu-
cone, spocone ogórki szczelnie
zawinięte w folie i pomidory na
tackach są doprawdy passe.
A jeśli już koniecznie mięso, to
może nie paczkowane. I nie zapa-
kowane do folii, a do przyniesio-
nego z domu pojemnika. Można?
Można! Ale nie chce się, pamię-
tać trzeba, a i sprzedawca dziw-
nie spojrzy: „Jak to? Pani rekla-
móweczki pięknej nie chce?”...
Zabawki niepakowane, albo jesz-
cze lepiej – z drugiej ręki, z trze-
ciej.
A odzież? Żyjemy w czasach, w
których ubrania raczej nudzą się
niż zużywają. Nasze dorosłe. Bo
kupowanie nowych dziecięcych,
nadających się do użytku mie-
siąc czy dwa, to już zupełne sza-
leństwo. I nawet nie chodzi o to,
by pozbyć się z życia tej odrobiny
szaleństwa zakupowego, powie-
wu atmosfery rodem z „Seksu w
wielkim mieście”. Ale doprawdy
ten dziki wiatr można ograniczyć
o jakieś 90% albo energię prze-
kierować na bezkrwawe łowy w
lumpeksach.
Zmniejszenie konsumpcji to tak
naprawdę najważniejszy punk tej
wycieczki w głąb zero waste. Me-
dia kreują gigantyczny popyt na
dobra wszelkie, nawet jak te do-
bra są bardziej złe niż dobre. Re-
klamy wytwarzają potrzeby, które
przy zatrzymaniu się i głębszym
zastanowieniu są niczym innym,
jak tylko nakręceniem kołowrot-
ka rynku. Bez świadomości ku-
pującego. Bo przecież musi mieć
najlepszy samochód, nowe rolki i
koniecznie trzydziestą ósmą su-
kienkę w tym roku. Dziecko nato-
miast - najnowszy model wszyst-
kiego, bo co ludzie powiedzą...
I kręci się, kręci: popyt – podaż
– produkcja – produkcja śmieci.
A jak już kupować, to przynaj-
mniej coś, co nie wyląduje w
śmieciach po jednym użyciu.
Wszelkim jednorazówkom na-
leży się stanowcze „NIE”. Takie
z przytupem i groźną miną. Pie-
luszki wielorazowe (te dzisiejsze
nie mają wiele wspólnego z tetrą
z czasów naszego dzieciństwa),
kubki wielorazowe, butelki na-
płeniane kranówką (woda butel-
kowana to jeden z największych
absurdów naszych czasów, naj-
dziwaczniej wykreowana sztucz-
na potrzeba), wielorazowe torby i
waciki. Jeszcze jedzenie, wyrzu-
cane ogromne ilości jedzenia, ku-
powanie bez umiaru, wyrzucanie
bez umiaru. Pomaga plan obiado-
wy na tydzień z góry, pobudzanie
kreatywności w przygotowywa-
niu posiłków z resztek. A jak już
resztki zostaną, to w kompostow-
niku zmienią się w złoto ogrod-
ników – kompost – miast gnić
smętnie na wysypisko między
pampersami i niedopałkami pa-
pierosów.
Chcieć to móc. Dokładanie ce-
giełki do kawałka czystego świa-
ta i świadome w nim uczestnicze-
nie robi dobrze. Na wszystko. A
może wyzwanie „rok bez śmie-
ci” jest dla Was? A może chociaż
miesiąc? Na początek.
AM
Więcej o zero waste:
książki: Katarzyna Wągrowska
„Życie Zero Waste. Żyj bez śmie-
ci i żyj lepiej.”, Amy Korst „Styl
życia Zero Waste”. Śmieć mniej,
żyj lepiej”;
internet:
blogi:
; http://
za granicą:
-
zerowaste.com;
-
ris-to-go.com;
chef.com
DZIEŃ DZIECKA
nad zalewem w Głuchowie
Zarząd Kola 99 PZW zaprasza wszystkie dzieci
do lat 14 wraz z opiekunami na
PIKNIK RODZINNY
w dniu 03-06-2018. od godz. 9
w programie: wspólne wędkowanie i inne atrakcje.
Zapraszamy do zabawy
1...,2,3,4,5,6,7,8,9,10 12,13,14,15,16
Powered by FlippingBook